wtorek, 17 lutego 2015

There's no love anymore

Cześć, kochani.
Jest dokładnie 0:45 a mnie dosłownie olśniło i po prostu musiałam wstać po laptopa, żeby napisać to co chcę, bo do rana pewnie bym zapomniała.
Z tego miejsca, na wstępie, bardzo serdecznie chciałabym podziękować osobom które tu na mnie cierpliwie czekały i pisały słowa wsparcia. Dziękuję! Bardzo miło było to wszystko czytać.
Niestety, nie przynoszę dobrych wiadomości, bo chcę Wam powiedzieć, że decyzja już zapadła. Nie wrócę do tego fanfika, przepraszam. Jeśli kogoś interesowałoby zakończenie- Justin i Nickey do siebie nie wrócą. Wyjaśnią sobie wszystko, pogodzą się (w pewnym sensie), ale nie stworzą już związku. Believe Tour się skończy, Nickey wróci do domu a Justin do pracy. Jak mówi tytuł posta- there's no love anymore.
Początkowo planowałam zupełnie inaczej zakończyć tę opowieść, jednak zaistniały pewnie okoliczności, które w 100 (a może i 200) procentach zmieniły moje poglądy, podejście do życia i w ogóle wszystko.
Jeśli ktoś czytał mojego Twittera (na którym również już się nie udzielam) pewnie wie, o co chodzi.
A o co może chodzić nastolatce?
Jasne, zgadłyście.
Poznałam chłopaka.
4 miesiące i 12 dni temu poznałam G. (o którym jest połowo moich tweetów). Nie było to spotkanie rodem z fanfiction, nie wylałam na niego kawy w Starbucksie ani nie uratował mnie od gwałciciela. Po prostu, wieczorem 6 października 2014 do mnie napisał. G. jest chłopakiem którego wszyscy znają, wszyscy lubią i wszyscy mu zazdroszczą wyglądu i popularności, dlatego wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy ja, zwykła dziewczyna, której nikt nie zauważa, zobaczyłam wiadomość od niego. Nasza pierwsza rozmowa nie była "idealna", nie mieliśmy od razu miliona tematów ani pięciu tysięcy wspólnych zainteresowań, wręcz przeciwnie- było jakby niezręcznie i  sztywno. Powiedziałam mu "dobranoc" chyba po pół godzinie, przekonana, że to był pierwszy i ostatni raz gdy z nim rozmawiałam.
Ale on napisał następnego dnia.
Rozmawialiśmy o szkole, nic szczególnego, jednak brak tej świadomości, że to nasza pierwsza rozmowa, jakby rozluźniał atmosferę i pisało się o wiele przyjemniej.
I tak to się powoli rozwijało. Spędzaliśmy każdą wolną chwilę pisząc, czasem nawet robiliśmy to w szkole- co z tego, że chodziliśmy do tej samej "budy", byliśmy tylko w innych klasach. Ciągle zdarzało się coś nowego. Pamiętam, kiedy pierwszy raz wysłał mi całującą emotikonkę na dobranoc, kiedy pierwszy raz zaprosił mnie na spacer, pierwszy raz przytulił. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi. Tak bardzo chciałam, żeby coś z tego wyszło.
W nocy z 5 na 6 grudnia jak zwykle pisaliśmy o błahych sprawach, jednak nie miałam wtedy zbyt dobrego humoru. Cały dzień spędziłam na Tumblrze (mój blog) a ten portal zawsze wprawia mnie w dziwnie melancholijny nastrój... tak było i wtedy. Pożegnałam się po 23 (baaardzo wcześnie jak na mnie) pisząc mu, że "nienawidzę Tumblra, anyway, dobranoc".
G podchwycił temat- zapytał, dlaczego nienawidzę tego serwisu. Odpowiedziałam mu jakoś ogólnikowo, ale on nie dawał spokoju. W końcu powiedział, że sam prowadzi bloga.
Dostałam link.
Od tamtego czasu wszystko zaczęło stawać się poważniejsze.
Mój idealny chłopiec, mój najpopularniejszy piłkarz w szkole, G., jedna z najważniejszych dla mnie osób- okalecza się. Nie macie pojęcia, jaki to był dla mnie wstrząs. Oczywiście, on sam mi  tego nie powiedział. Zajęło mi miesiąc wyciągnięcie od niego tej informacji (a i tak dowiedziałam się przypadkiem, gdy machinalnie podwinął rękaw bluzy) a kolejne cztery tygodnie próbowałam dociec, dlaczego to robi. To również odkryłam przez przypadek.
Od tego dnia, 5 grudnia, G. chyba wreszcie zaczął mi na prawdę ufać. Częściej na pytanie "co tam u Ciebie?" odpowiadał mówiąc prawdę, zamiast pisać "okej, a u Ciebie?". Byłam z siebie bardzo dumna. Zaufał mi.
W międzyczasie nasza znajomość również się rozwijała. 6 stycznia po raz pierwszy usłyszałam "kocham Cię", 10 stycznia dostałam najcudowniejszy prezent na urodziny a 2 lutego oficjalnie zostaliśmy parą (chociaż przez parę "ukradkowych" pocałunków w szkole wszyscy byli pewni, że jesteśmy razem już wcześniej).
Niestety, nie wszystko było idealne. Poznałam jego przyjaciół, byłam zapraszana na imprezy, dostawałam od nich snapy. Tam było wszystko- alkohol, papierosy, marihuana. Mój idealny chłopiec również nie stronił od używek.
Później, koło 10 lutego, dowiedziałam się, że G. ma bardzo poważne kłopoty z prawem. Nie wiedziałam dokładnie, na czym one polegały, jednak to nie były jakieś głupie wyskoki typu przyłapanie na paleniu nieletniego. To było coś o wiele poważniejszego. Jak sam twierdzi- zadarł z niewłaściwymi osobami. "Zawiesił" nasz związek pod pretekstem tego, żeby nic mi się nie stało. Już do nie "odwiesił". Związku już nie ma.
Przez cały czas trwania mojej znajomości z G. zastanawiałam się, co by na moim miejscu zrobiły bohaterki moich ulubionych fanfiction. Co by odpowiedziała Rey? Jak zachowałaby się Bo? Nieustannie porównywałam G. do Nialla z Teenage Dirtbag, jednak nadal uważam, że to porównanie jest nad wyraz trafne.
Niestety, życie to nie fanfiction. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Rzadko kiedy zdarzają się happy endy, dlatego właśnie w ten sposób postanowiłam zakończyć moje opowiadanie- chociaż o tym mogę ja zadecydować.
Proszę was, pamiętajcie o tym.
Dziękuję, że tu ze mną byliście-
Arabelle.
PS. Jeśli ktoś jednak jest zainteresowany (względnym) happy endem niech napisze w komentarzu, a ja w następnej notce wstawię jakieś resztki które nadają się do publikacji. Jeśli nie, to jest mój ostatni wpis tutaj.
Do widzenia,
A.

Kocham Cię, G.
Nie zapomnę o Tobie.
Nie potrafię sobie wyobrazić zasypiania bez 'dobranoc' od Ciebie.
Błagam, nie rób nic głupiego.

Zdaję sobie sprawę, że czytając to albo mi nie uwierzycie, albo pomyślicie 
"kolejna głupia, zakochana nastolatka. trudno". Niestety, każdego to spotyka.

https://www.youtube.com/watch?v=-2U0Ivkn2Ds

piątek, 19 grudnia 2014

Ogłoszenie

Bardzo Was przepraszam, ale jak na razie niestety muszę zawiesić bloga. Dlaczego? No cóż, same widzicie, że rozdziały pojawiają się bardzo rzadko, a mnie serduszko boli, gdy widzę komentarze "Kiedy nowa notka?" bo naprawdę nie potrafię na nie odpowiedzieć :(
Nie mówię, że nie wrócę, ale nie spodziewajcie się mnie przed Nowym Rokiem.
Gdy tylko uda mi się sklecić sensownie więcej niż cztery zdania dam wam znać... no bo co z tego, że są pomysły jeśli nie potrafię ich ubrać w słowa?
Wesołych Świąt kochani i nie wypijcie za dużo w Sylwestra! 
Bardzo zawstydzona
Arabelle.

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział Dwudziesty

Reszta próby minęła nam już w lepszej atmosferze, jedynie Justin był strasznie cichy a Jason obrzucał mnie co chwilę zaciekawionym spojrzeniem. Serce mi się krajało, gdy przez cały dzień ani razu nie zobaczyłam na twarzy Biebera uśmiechu i jedynym, na co miałam ochotę, było podejście do niego i rzucenie mu się na szyję nawet przy świadkach, ale wiedziałam, że tego nie zrobię. Zasłużył sobie.
Justin wymigał się od pójścia na kolację mówiąc, że źle się czuje. Szczerze mówiąc, martwiłam się o niego, coś w jego oczach cholernie mnie niepokoiło. Moje uczucia względem Justina zostały jednak stłumione irytacją skierowaną w stronę Jasona, który „zarywał do mnie” przez cały dzień. I musiał robić to naprawdę nachalnie, bo ja nigdy nie zauważałam, gdy chłopak mnie podrywał, zawsze ktoś mnie w tym „uświadamiał”.
Gdy tylko Justin zniknął za zakrętem prowadzącym do wind, Jason bez żadnych skrupułów owinął swoją rękę wokół mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Palcem dotknął mojego  biodra- momentalnie go od siebie odepchnęłam. Tylko Justin może mnie tam dotykać…
Ups. Nikt nie może mnie tam dotykać.
- Przestań, Jason – warknęłam z irytacją. Chłopak tylko na mnie spojrzał, mrugnął do mnie i wrócił do rozmowy z Anne, która szła za rękę z Suzie. Boże, jak ja im zazdrościłam…
Podczas kolacji Jason odsunął mi krzesło, na którym chciałam usiąść i momentalnie zajął miejsce obok mnie. Dobraa… to już robi się dziwne.
Przez cały posiłek byłam trochę skrępowana zachowaniem Williamsa, jednak on sobie nic z tego nie robił, a gdy tylko powiedziałam, że źle się czuję i wracam do pokoju od razu zaproponował, że mnie odprowadzi. Cóż, nie wypadało odmówić… zgodziłam się na jego towarzystwo z miną cierpiętnika, której jak na złość nie zauważał.
Moje myśli cały czas krążyły wokół Justina. Co robi? Jak się czuje? Nie mogłam przestać zadawać sobie tych wszystkich pytań. Z całych sił starałam się nie przypominać sobie o wszystkich sytuacjach, w których był taki uroczy, bo Scooter miał rację- kocham go nadal. Prawie nie docierały do mnie słowa Jasona, który z zapałem opowiadał mi o jakimś koncercie.
Gdy wreszcie dotarliśmy na nasze piętro odetchnęłam z ulgą sądząc, że Jason się po prostu pożegna i pójdzie do siebie, jednak chłopak miał inne plany. Poszedł za mną w kierunku drzwi do mojego pokoju w duchu miałam nadzieję, że nie będzie na tyle bezczelny, by wprosić się do środka. Mimowolnie zerknęłam w stronę apartamentu Justina- drzwi były uchylone?
- Nickey, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytał w końcu Jason.
- Co? – odpowiedziałam głupio, skupiając swój wzrok na chłopaku – jasne, że cię słucham.
- To co przed chwilą powiedziałem? – zapytał. Może jak się przyznam, że mam w dupie co on mówi to sobie pójdzie?
- Oh, no okej, nie słyszałam – westchnęłam – ale moje myśli krążą dzisiaj wokół innej sprawy, więc…
- Nickey – warknął z irytacją Jason, podchodząc do mnie bliżej. Oparłam się plecami o drewnianą strukturę drzwi mojego pokoju, chcąc się od niego odsunąć – kiedy wreszcie zrozumiesz, że ten pieprzony Bieber na ciebie nie zasługuje?
Skąd on wiedział, że byliśmy razem? Czas przeszły w tym stwierdzeniu ranił jak nic innego.
- Co? Dlaczego Bieber? – postanowiłam udawać głupią. Jason przybliżył się do mnie jeszcze bardziej.
- Nie rozumiesz, że to, że przespał się z Kylie jest idealną okazją? Wreszcie możesz zostawić go bez żadnych skrupułów i pójść gdzieś ze mną.
O czym on do cholery mówił?
- Kylie? Znasz tą dziewczynę? – zapytałam, czując jak strach rodzi się w moim podbrzuszu. Serio, zachowanie Jasona zaczynało mnie niepokoić.
- Jasne – odpowiedział i przejechał palcem po linii mojej szczęki a ja zadrżałam, bynajmniej nie z przyjemności – to moja siostra. Dlaczego pytasz?
Justin posuwał siostrę Jasona, a Jason zaczął następnego dnia zarywać do mnie? Coś tu mocno śmierdzi. Na dodatek Jason skądś wiedział, że  b y l i ś m y  razem z Justinem.
- Twoja siostra? Co ona tu robiła?
- Boże, Nickey, nie rozumiesz? – westchnął. Owionął mnie jego pachnący miętą oddech – poprosiłem ją o to. Masz teraz pretekst do zerwania z tym idiotą i możesz być ze mną, bo to cię kocham i to ja jestem lepszy.
Zamurowało mnie, jednak nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Jason mnie… pocałował. Znowu.
I nie miało to nic wspólnego z pocałunkami Justina. Wargi Williamsa w żadnym wypadku nie były delikatne, a pocałunek nie miał w sobie ani krzty czułości. Jego język brutalnie penetrował moje usta ja tylko chciałam, żeby to się skończyło.
- Jason, do cholery, przestań – powiedziałam, gdy wreszcie dał mi odetchnąć.
- Nie – warknął i znowu mnie pocałował. To, że próbowałam go odepchnąć najwyraźniej nie robiło na nim żadnego wrażenia, wręcz przeciwnie- przysuwał się bliżej.
Gdy już myślałam, że Jason naprawdę nie przestanie, wreszcie jego usta zniknęły. Otworzyłam niepewnie oczy bojąc się, że to tylko podstęp, a chłopak za chwilę zaatakuje mnie ponownie.
Jednak nic takiego nie nastąpiło, a jedyne, co zobaczyłam to, Jason przyciskany do ścinany naprzeciwko mnie przez…
- Justin? – wyszeptałam cicho. Chłopak nie zwrócił na mnie uwagi, tylko wpatrywał się morderczym wzrokiem w Williamsa.
- Jeszcze raz, gnoju, ją dotkniesz – powiedział groźnie Bieber, przyciskając palec wskazujący do torsu Jasona, który patrzył na niego kpiąco – obiecuję ci, że mnie popamiętasz.
- Nie masz pieprzonego prawa zabraniać mi kontaktów z Nickey – warknął Jason – skoro miałeś tak zajebistą laskę trzeba było jej nie zdradzać.
Bieber nic nie odpowiedział, jednak jego pięść po chwili wylądowała na twarzy Jasona. Chłopak osunął się nieprzytomny po ścianie.
- Myślisz, że tego nie wiem? – powiedział w stronę Jasona cicho. Tak cicho, że nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam.
Justin ukląkł obok nieprzytomnego chłopaka i patrząc na niego na przemian rozprostowywał i zginał palce lewej ręki. Po chwili podniósł się i spojrzał prosto na mnie.
- Nickey, proszę, tylko porozmawiajmy… - powiedział.
Byłam gotowa na rozmowę z nim? Absolutnie nie.
- Justin – odpowiedziałam, czując gulę w moim gardle i łzy cisnące się do oczu – po zakończeniu Believe Tour i tak pewnie byśmy się rozstali, więc jaki ma sens teraz się godzić, by później przechodzić to od nowa… - chciałam powiedzieć więcej, jednak szloch rozdzierający mi gardło nie pozwolił na to. Nie chciałam, żeby Justin widział jak płaczę.
- Przepraszam – szepnął Bieber w moją stronę i odwrócił się na pięcie. Szedł szybkim krokiem w kierunku swojego pokoju rozmasowując knykcie lewej dłoni i nie czekając na moją odpowiedź zatrzasnął za sobą drzwi. Po chwili zrobiłam to samo, zostawiając Jasona na korytarzu i wierzchem dłoni ocierając te głupie łzy.

Czy to możliwe, żeby siostra Jasona celowo prowokowała Justina? W żadnym wypadku go nie usprawiedliwiam, bo przecież gdyby nie chciał, nie zapraszałby jej do siebie, ale słowa Williamsa ciągle nie dawały mi spokoju. Wiedziałam przecież, że mu się podobałam bo po pierwsze mówił mi to Justin, a po drugie nie pierwszy raz Jason mnie pocałował, ale zawsze uważałam, że jest spoko. Nigdy nie sądziłam, że posunął by się do czegoś takiego, jak celowe rozdzielenie mnie i Biebera. Nie mając ochoty na żadne głębsze rozmyślania po prostu poszłam pod prysznic.
__________________________________________________________________________
O MÓJ BOŻE dziękuję za te wszystkie komentarze, jesteście cudowni! xx
Trzymajcie tak dalej a rozdział niedługo :)

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział Dziewiętnasty

Rano wyglądałam jak jakieś pieprzone zombie. Miałam cholernie duże cienie pod oczami i spierzchnięte wargi a na dodatek byłam nie wyspana. Całą noc trwałam w owym „letargu” i ani na chwilę nie zasnęłam tak naprawdę. Gdy tylko zamykałam oczy widziałam Justina z tą blondynką… a teraz jestem skazana na jego towarzystwo przez cały pieprzony dzień. Chociaż w sumie cieszyłam się, że nie była to żadna z dziewczyn z zespołu.
Cały czas nie docierało do mnie, jak on mógł mnie tak potraktować. Dobrze wiedział, że mam pieprzone problemy ze sobą i że zdrada zabolałaby mnie bardziej niż inną dziewczynę… mógł chociaż najpierw ze mną zerwać, a dopiero posuwać inne laski. Może wtedy bolałoby chociaż trochę mniej.
Ubrałam się nie wykazując przy tym żadnych emocji i wcale nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się że założyłam bluzkę na tyłek, lub zapomniała jakiejś ważnej części garderoby. Wciąż trwając w jakimś dziwnym odrętwieniu umyłam się, umalowałam i uczesałam, a efekt końcowy był na tyle dobry, że aż się zdziwiłam. Prawie wcale nie było widać, że większość nocy po prostu przeryczałam w poduszkę i nie zmrużyłam oka.
Wmawiając sobie po raz setny tego ranka, że  m u s z ę iść na trening bo to moja pieprzona praca, wzięłam butelkę z wodą i wyszłam z pokoju. Nie poszłam na śniadanie chcąc zminimalizować możliwość spotkania pewnej osoby, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że Justin będzie na próbie. Albo myślałam, że zdawałam sobie z tego sprawę.
Będąc już na sali treningowej i stojąc przed znajomym lustrem dałam sobie spokój z szukaniem odpowiedniej płyty i po prostu zrobiłam rozgrzewkę do jednej z piosenek Katy Perry. Kątem oka zarejestrowałam, jak do sali wchodzi coraz więcej osób i wyłączyłam iPhone’a, gdy zorientowałam się, że to niegrzecznie siedzieć w słuchawkach w towarzystwie.
- Cześć wszystkim – powiedziałam zachrypniętym od nieużywania (przecież wcale nie od płaczu!) głosem.
- Hej, Nickey – usłyszałam prawie chóralne powitanie. Lekko się uśmiechnęłam.
- Czemu nie było ci na śniadaniu? – zapytał Will.
- Jadłam wcześniej – wymyśliłam na poczekaniu. Will albo mi uwierzył, albo coś w mojej twarzy powstrzymało go przed zadawaniem pytań. Albo jedno i drugie.
Ktoś włączył muzykę i przymknęłam oczy, czując jak głos Justina płynący z głośników wbija raz za razem nóż w moje serce. If I was your boyfriend
Cholera jasna, jak to brzmi… a najgorsze jest to, że wszystko to pieprzona prawda.
Odwróciłam się, chcąc opanować uczucia, które nieproszenie wpełzały na moją twarz i prawie mi się udało, gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a do środka wszedł Scooter w towarzystwie Justina.
Chłopak wyglądał jeszcze gorzej niż ja. Miał na sobie tylko pomięty biały podkoszulek który wyglądał jakby w nim spał i szare dresy oraz niebieskie air maxy. Był strasznie blady, włosy miał w nieładzie a pod oczami ciemne cienie. Wyglądał, jakby też nie zmrużył oka zeszłej nocy.
I wiecie co? Miałam to gdzieś.  Albo przynajmniej chciałam mieć to gdzieś.
- Dobra, młodzieży, zabieramy się do pracy! – krzyknął Scooter od progu. Posłusznie ustawiłam się na swoim miejscu, nie patrząc w stronę Justina.
- Nickey – usłyszałam ten głos. Ostentacyjnie się odwróciłam – Nickey, do cholery! – krzyknął.
- Czego, Bieber? – odwróciłam się do niego, chociaż racjonalna część mojego umysłu błagała, bym tego nie robiła. Dokładnie wiedziałam, jak działa na mnie jego spojrzenie.
Chłopak chyba lekko zaskoczony moim tonem zatrzymał się w pół kroku i zamknął usta, jednak po chwili odzyskał rezon i spojrzał na mnie smutnymi oczami. Pewnie spodziewał się takiej reakcji, znał mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że na pewno nie będę ryczeć i udawać wielce skrzywdzonej przed przyjaciółmi, by tylko usłyszeć nieszczerze w większości przypadków słowa otuchy.
- Daj mi chociaż szansę porozmawiać, przeprosić… - powiedział cicho patrząc w podłogę i mnąc między palcami kawałek koszulki.
- Przeprosić? – zaśmiałam się drwiąco – przeprosić? Wyobraź sobie Bieber, że nie zawsze przeprosiny starczą. Nawet od ciebie.
Cala grupa patrzyła na nas z zainteresowaniem, jednak ani ja, ani Justin nie zwracaliśmy na nich uwagi. Aż czułam, jak od ich strony bije zainteresowanie.
Justin chce przeprosić Nickey?
Chłopak tym razem już wcale nie wyglądał na zaskoczonego moją odpowiedzią. Spojrzał na mnie smutnymi oczami i bezradnym gestem przeczesał już i tak splątane włosy.
- Nickey, proszę – powtórzył błagalnie.
Modliłam się, żeby z moich oczu nie pociekły łzy, lub żebym nie zrobiła czegoś równie głupiego. Na przykład, żebym nie rzuciła mu się na szyję czy coś. Kompletnie nie wiedziałam, do czego w tamtej chwili było zdolne moje ciało oraz mniej racjonalna część umysłu.
- Nie odzywaj się do mnie, Bieber, bo nie wytrzymam – powiedziałam zimno i odwróciłam się do niego plecami. Z ust chłopaka uleciało zirytowane westchnięcie, co mnie tylko wkurzyło.
Jakim pieprzonym prawem on czuje się zirytowany?! To tylko i wyłącznie jego wina, że tak się zachowuję.
Scooter cały czas patrzył na nas nieodgadnionym wzrokiem. Jestem pewna, że wiedział o co się wściekam.
- Sorry, Scooter – mruknęłam do niego. Mężczyzna podniósł ręce w obronnym geście, dając mi znak, że doskonale rozumie powód mojej irytacji. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
W pomieszczeniu panowało nienaturalne milczenie. Justin widocznie miał gdzieś to, co do niego mówiłam, bo od razu gdy się odwróciłam, poczułam jego obecność za plecami.
- Czego, kurwa? – warknęłam, zła na siebie i na łzy cisnące mi się do oczu – nie możesz dać mi spokoju? – powiedziałam w jego stronę, patrząc mu prosto w oczy, chcąc żeby poczuł się tak jak ja wczoraj wieczorem. Chłopak zacisnął szczękę, jednak nic nie mówił – powiedziałam wyraźnie, że nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Chociaż tobie nie robi żadnej różnicy, czy chcę czy nie, prawda? – z każdym słowem wręcz czułam, jak chłopak cierpi, jednak mnie to nie obeszło. Moje słowa nie raniły go ani w jednej setnej tak, jak to co zrobił zraniło mnie – i tak zawsze znajdziesz sobie jakieś zastępstwo, więc nie rozumiem, czego chcesz ode mnie.
Bieber już otwierał usta, jednak nagle wtrącił się Jason. Nikt z zebranych (może oprócz Scootera) nie wiedział o co chodzi, a Jason po prostu nie chciał dopuścić do kłótni, w jego mniemaniu zmieniając temat. Cóż, wybrał najgorszy z możliwych momentów. I tekstów.
- Ej, Biebs – powiedział donośnym głosem – a jak tam ta blondynka, którą wczoraj zaliczyłeś?
Justin jeszcze mocniej zacisnął szczękę i robiąc krok do tyłu opuścił głowę, a dla mnie było tego już za wiele. Nie powstrzymując łez mruknęłam niewyraźnie przeprosiny do Scootera i wyminąwszy wszystkich wyszłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Pieprzony Justin, pieprzony Jason, pieprzone kurwa wszystko.
Na ciemnym korytarzu od razu osunęłam się po ścianie kucając i chowając twarz w dłoniach. Moim ciałem wstrząsał niekontrolowany szloch, a ja ciągle zadawałam sobie jedno i to samo pytanie. „Nickey, dlaczego znowu płaczesz przez tego idiotę?”
Nie wiem, jak długo tak siedziałam, jednak po chwili usłyszałam kroki obok siebie. Mając ogromną nadzieję, że to nie Bieber podniosłam wzrok i chciałam się uśmiechnąć, widząc Scootera. Co nie powinno być większy zaskoczeniem, zamiast uśmiechu wyszedł mi grymas.
- Nienawidzę go – powiedziałam zamiast tego łamiącym się głosem.
Mężczyzna ukląkł i rozłożył ramiona, w które po chwili wpadłam, szukając pocieszenia.
- Oh, kochanie – mruknął, gładząc mnie po włosach – myślę, że jest zupełnie inaczej i to dlatego tak boli.
Zaszlochałam jeszcze głośniej. Miał rację.
- Nickey – powiedział po chwili Scooter, nie przestając mnie do siebie przytulać – ja naprawdę rozumiem, w jakiej jesteś sytuacji i że Bieber to pieprzony skurwiel, ale ten pieprzony skurwiel bądź co bądź jest naszym pracodawcą, więc…
Momentalnie podniosłam się z klęczek, doskonale rozumiejąc, o co chodzi Scooterowi. Podpisałam przecież kontrakt, prawda? No i mimo wszystko nie chcę, żeby Justin spieprzył coś tak ważnego dla niego przeze mnie.
- Jasne, Scooter – powiedziałam, otrzepując spodnie z kurzu – skoczę tylko do łazienki się ogarnąć i wracam na próbę, okej? Obiecuję, nie dam mu się już sprowokować.
Braun popatrzył na mnie niepewnie, nie wiedząc, czy może mi zaufać na tyle, by wiedzieć, ze wrócę na trening. W końcu chyba jednak doszedł do sobie tylko znanych wniosków i gestem wskazał mi, bym poszła do toalety, a sam odwrócił się i bez słowa wrócił na trening.
Przysięgam, tego człowieka nie da się rozgryźć.
Uporałam się ze śladami po łzach w mniej niż pięć minut i powtarzając w głowie jak mantrę „nie dam mu się sprowokować” wróciłam na scenę.
Scooter siedział na brzegu podestu śmiesznie wymachując nogami a obok niego w tej samej pozycji tkwił Justin, wyglądając na zupełnie nie zainteresowanego tym, co mówił do niego menager. Kate i Will obdarzyli mnie zaciekawionym spojrzeniem, gdy tylko mnie zobaczyli, jednak coś w wyrazie mojej twarzy powstrzymało ich od zadawania pytań. I dobrze- ostatnim, na co miałam ochotę było tłumaczenie się przyjaciołom, dlaczego mam tak zły humor.
- Jestem już, Scooter – powiedziałam donośnym głosem.
Braun i Bieber zręcznie podnieśli się ze swoich miejsc i ruszyli w naszą stronę. Zbierając się na odwagę podeszłam do Justina na tyle blisko, żeby tylko on mógł usłyszeć to, co chciałam mu powiedzieć.

- Nie zrezygnuję z pracy tylko dlatego, że wiem, jak ten koncert jest dla ciebie ważny, a mimo wszystko nie chcę żebyś to spieprzył przeze mnie – wyszeptałam, patrząc mu w oczy po czym nie czekając na odpowiedź odwróciłam się na pięcie i ustawiłam na swoim miejscu.
______________________________________________________________
Proszę bardzo :)
i dziękuję za wszystkie komentarze! ilysm xx

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział Osiemnasty

Wizyta u lekarza skończyła się wyjątkowo wcześnie i aż miałam ochotę skakać z radości, gdy opuszczałam znienawidzony gabinet- wszystko było dobrze! Teraz miałam przed sobą tylko wizyty kontrolne, ale oficjalnie już nie jestem chora.
Nie jestem chora, potraficie to sobie wyobrazić? Ja sama ledwo co w to wierzę.
Nie mogłam się doczekać, kiedy powiem Justinowi.
Do hotelu dojechałam też o wiele wcześniej, niż myślałam- było przed czternastą, gdy witałam się z miłą recepcjonistką. Cała szczęśliwa weszłam do windy, postanawiając nie mówić Justinowi, że jestem wcześniej. Chciałam zrobić mu niespodziankę, a wieczorem świętowalibyśmy tylko we dwoje. Wiedziałam, że próby akurat nie ma, bo Scooter stwierdził, że robienie jej beze mnie jest bez sensu. Miała się zacząć jak tylko wrócę, co wszyscy przyjęli z radością- w końcu prawie cały wolny dzień.
Pozwoliłam wpełznąć szerokiemu uśmiechowi na twarz, gdy stałam przed pokojem Justina i zdecydowanym gestem  nacisnęłam klamkę, wchodząc do środka.
- Justin, nie uwierzysz… – zaczęłam, szukając chłopaka wzrokiem i momentalnie zamarłam, dostrzegając go na łóżku.
Na łóżku, nie samego.
W towarzystwie jakiejś blondynki.
Siedziała na nim okrakiem, trzymając ręce na jego torsie, pochylając się nad nim. Jego ręce spoczywały na jej biodrach. Nagich biodrach.
Spojrzenia obojga momentalnie skierowały się w moją stronę, a ja stałam w progu jak sparaliżowana, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Justin… z inną dziewczyną…
Cholera, nie mogłam w to uwierzyć.
Przecież to nie możliwe!
Tyle razy mówił, że mnie kocha…
- Od kiedy jesteś stroną bierną, Justin?
- Odkąd ty jesteś na górze.
Nawet nie zorientowałam się, że po moich policzkach płyną łzy. Strumieniami. I to nie była żadna przesada czy metafora- naprawdę małe rzeczki toczyły się po mojej twarzy, a przed sobą nic nie widziałam. Wręcz instynktownie wyszłam z pokoju Justina, zatrzasnęłam za sobą drzwi z satysfakcjonującym hukiem i dotarłam do mojego własnego pokoju, zanosząc się szlochem jeszcze głośniej, gdy patrząc na moje łóżko moją głowę zalały tysiące wspomnień z Justinem. Opadłam na poduszki starając się nie myśleć o chłopaku, który bez żadnych skrupułów przepraszał mnie, mówił, że mnie kocha a potem zdradzał przy pierwszej okazji.
Dokładnie, zdradzał mnie.
Bo co innego to mogło być? Przecież nie grali w szachy, siedząc na sobie nawzajem bez koszulek.
Jak on mógł…
Ból w piersi był tak ogromny, że aż się zdziwiłam, że dopiero teraz go poczułam. Ostre ukłucia smutku, zdrady oraz rozczarowania na przemian maltretowały moje biedne serce a mózg bawił się w sadystę i podsyłał coraz to nowe wspomnienia.
- Kocham cię, Nickey.
- Bo ja nie potrafię przepraszać…
- Jesteś śliczna.
Jesteś śliczna. On jako jedyny znał mnie od strony mojej choroby i to on, według tego, co myślałam potrafił to zrozumieć i zaakceptować. A teraz zniszczył wszystko w najgorszy z możliwych sposobów. Zawsze bałam się odrzucenia, jak każdy chyba, ale w moim przypadku było to motywowane dodatkiem ogromnych kompleksów.
Jak przez mgłę usłyszałam głośne pukanie do drzwi, jednak kompletnie zignorowałam gościa. Nawet nie pomyślałam, że powinnam iść powiedzieć Scooterowi, że wróciłam, żeby mógł zacząć próbę… po prostu nie byłam w stanie. Z całkowitą świadomością osoby stojącej po drugiej stronie drzwi wyciągnęłam z torby iPhone’a i podłączyłam słuchawki. Włączyłam muzykę i zaczęłam szukać odpowiedniej piosenki.
“Beauty and a beat”. Następne. “As long as you love me”. Następne. „Believe”. Następne. „Boyfriend”. Następne. „Nothing like us”. Następne. “Be alright”. Następne.
“Die in your arms”…
So you love me
As much as I love you
Would you hurt me, baby
Could you do this to me?
Ja pierdolę.
„Love me like you do”
Promise I’ll be here forever I swear.
Do kurwy nędzy, czy ja nie mam nic innego na tym pieprzonym telefonie?!
Gdy wreszcie znalazłam idealny utwór z uśmiechem wsłuchałam się w cudowny, męski głos i  ustawiłam na powtarzanie. W końcu wpadłam w coś w rodzaju letargu, przysłuchując się głosowi Jasona Walkera śpiewającego moje ukochane „Echo”
Hallo, hallo
Anybody out there?
‘Cause I don’t hear a sound.
Alone, alone…

Pieprzony Bieber.
______________________________________________________
Gimnazjum to taka chujnia, przysięgam
Jeśli będzie zainteresowanie tym postem widoczne w komentarzach nowy rozdział JUTRO,

wtorek, 28 października 2014

Rozdział Siedemnasty

Druga próba na scenie wyszła nam o niebo lepiej, niż pierwsza a ta wtorkowa była już niemal idealna. Scooter szalał z radości razem z nami, a najbardziej zadowolony był Justin, który aż pęczniał z dumy, mówiąc wszystkim, którzy chcieli słuchać (a takich było naprawdę dużo) że sam wybierał tancerzy do swojego idealnego zespołu. Udawało mu się idealnie zgrać ruchy razem z wokalem i nam również bardzo dobrze się tańczyło, choć w większości Braun nalegał, by muzyka była puszczana z płyt- mężczyzna bał się o głos swojego podopiecznego.
Sukcesy na próbach przełożyły się na dobry humor całego teamu, a zwłaszcza na humor pewnej pary… i nie mówię tu ani o mnie i Justinie (bo nikt nas przecież nie zaliczał jako parę) ani o Merry’m.
- Cześć wszystkim – powiedziała Suzie podczas pewnego śniadania.
Dziewczyna chyba po raz pierwszy odkąd się znamy spóźniła się na śniadanie, a na dodatek zachowywała się jakoś inaczej. Patrzyła pod nogi, na policzkach miała lekki rumieniec i ze zdenerwowaniem bawiła się palcami. Co dziwnego, za dziewczyną stała Anne… i zachowywała się tak samo.
Wszyscy z zainteresowaniem obróciliśmy głowy w stronę dziewczyn, żeby dowiedzieć się, o co chodzi.
- Chciałyśmy wam coś powiedzieć – odezwała się Anne, przygryzając dolną wargę.
Jeszcze bardziej nadstawiliśmy uszu. Jeśli w ogóle się dało. Ciekawość wręcz zżerała nas od środka.
- Bo my… - podjęła Suzie i wyciągnęła rękę w stronę drugiej dziewczyny. Francuzka z uśmiechem przyjęła dłoń Suzanne – tak jakby jesteśmy razem.
Najpierw zgodnie całą grupą nas zamurowało. Rezon jako pierwsi (niespodzianka!) odzyskali Mike i Terry którzy wyskoczyli ze swoich miejsc jak na sprężynkach i podeszli do dziewczyn, przytulając je. W końcu nasza urocza para numer dwa została wyściskana i wycałowana przez wszystkich członków teamu i z zapałem zaczęliśmy obrzucać dziewczyny gradem pytań.
- Ale ej – powiedziała na pozór smutna Amber – nie będziemy mogli wymyślić im shipperskiego imienia.
- A to niby dlaczego? – chciał wiedzieć Curly.
- Ponieważ pełne imię Suzie to Suzanne – odpowiedziała cierpliwie dziewczyna – SuzAnne – dodała, akcentując końcówkę.
- Och – powiedział tylko chłopak.
- No dobra – powiedział Austin, przeciągając się. Z jego ust uleciało ciche jęknięcie – czy tylko ja tu jestem całkowicie hetero?
- Absolutnie nie przespałbym się z facetem – powiedział Justin – nie bierzcie tego do siebie, chłopaki – mruknął w stronę Mike’a i Terry’ego.
- Jest okej, Biebs – powiedział Terry, mierzwiąc włosy swojego chłopaka – przynajmniej nie robisz mi konkurencji.
- To co, Bieber – odezwał się Jason – męski uścisk dwóch heteroseksualnych facetów? – zapytał z szerokim uśmiechem rozkładając ramiona.
- Terry – szepnął głośno Austin i wskazał oskarżycielskim gestem na Jasona. Oni  n a p r a w d ę  mieli coś z tym „głośnym szeptaniem” – na niego radziłbym ci uważać.
Suzie i Anne były naprawdę urocze i postanowiły powiedzieć też Scooterowi. Braun powiedział tylko, że zaczyna wątpić w heteroseksualność (w tym miejscu Justin i Austin zgodnie krzyknęli „ja też!”) swoich podopiecznych i kazał wracać nam do pracy, bo „nie mamy całego pieprzonego dnia na jeden układ”
***
We wtorek rano Justin był jeszcze bardziej uroczy niż zwykle i nie chciał mnie wypuścić na śniadanie, a podczas treningu nie spuszczał ze mnie badawczego wzroku mówiącego „kochanie, wszystko będzie dobrze”. Swoją drogą, szacun za zdolności dedukcyjne- ani razu nie powiedziałam mu, że się denerwuję przed wizytą. Chociaż denerwowałam się jak cholera, nie chciałam po prostu martwić chłopaka.
Wieczorem, gdy tylko zauważył, że zjadłam swoją kolację wysłał mi trzy smsy, że mam przyjść do niego tłumacząc, że to będzie jego pierwsza noc odkąd się ze mną pogodził którą spędzi sam i chce się poprzytulać „na zapas”. Sama bardzo dobrze wiedziałam, że również ciężko mi się będzie zasypiało, bez ciepłej obecności mojego chłopaka.
Justin uparł się, żeby odprowadzić mnie aż do drzwi hotelu i gdy wysiadaliśmy razem z windy cali zarumienieni po namiętnej sesji obściskiwania zostaliśmy obdarzeni badawczymi spojrzeniami od Julie i Kate, które akurat wracały z wieczornego joggingu (do pobliskiej ciastkarni i z powrotem).
- To ty się będziesz im tłumaczył – mruknęłam tylko do chłopaka i wyszłam z hotelu wesoło machając dziewczynom. Jeszcze usłyszałam początek gradu pytań, jakim zapewne został obrzucony Justin.
Mama czekała na mnie już przed hotelem. Szybko podbiegłam do samochodu i wsiadłam do niego chcąc powiedzieć mamie, że ma ruszać, żeby nie dostała mandatu za parkowanie w nieodpowiednich miejscach jednak przeszkodził mi jej niedźwiedzi uścisk. Była najcudowniejszą kobietą na ziemi.
Podczas drogi do domu ani przez moment w samochodzie nie zapanowało milczenie. Albo ja nie mogłam się zamknąć i opowiadałam mamie anegdoty z treningów, nie wspominając jednak nic o moim związku z Justinem, albo mama opowiadała mi, co ciekawego wydarzyło się w naszym rodzinnym mieście.
Do domu dojechałyśmy koło dwunastej i mimo, że „padałam na ryj” ze zmęczenia moja siostra, Leah, wymyśliła sobie sesję ploteczek. Zdążyłam dokładnie opowiedzieć jej każdego z członków naszego zespołu, pokazać zdjęcia oraz przytoczyć jakieś śmieszne teksty i poinformować ją, że żaden z nich mi się nie podoba.
O Justina nie zapytała.
Zasnęłam dopiero koło trzeciej w nocy i gdy Leah obudziła mnie rano o siódmej myślałam, że ją zamorduję. Dziwnie mi się spało bez Justina obok, ale smsy, które odczytałam rano były naprawdę urocze.
- Wstawaj, Nickey! – darła mi się prostu do ucha. Po piętnastu minutach tej jakże miłej pobudki wreszcie zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki.
- Nickey! – wydarła się Leah – jaką chcesz kawę?
- Mocną, słodką i dużą! – odkrzyknęłam jej, myjąc zęby. Gdy byłyśmy małe dokładnie w ten sam sposób gadałyśmy o kakao.
Gdy wyszłam z łazienki już ubrana, uczesana i umalowana przywitał mnie owy napój oraz omlet autorstwa mojej siostry. Wspomniałam już, że ją kocham?
- Nałóż mi tego cuda – poprosiłam ze ślinką cieknącą mi z ust, na widok apetycznej jajeczno-pomidorowo-szczypiorkowej mieszanki.
- Daj talerz – powiedziała. Podałam jej wspomniane naczynie i już po chwili rozkoszowałam się jedzeniem.
Moja siostra była świetną kucharką, jednak gotowała bardzo rzadko, najczęściej jej się po prostu nie chciało, na co ciągle narzekałyśmy z mamą gdy jeszcze mieszkałam w domu. Leah wtedy zawsze mówiła coś typu „jak wam się nie chce, to mogę ja wstać po komórkę i zadzwonić po pizzę” i najczęściej właśnie tak kończyłyśmy- oglądając jakiś filmowy klasyk i objadając się pizzą. Wtedy, gdy ktoś wspomniał nazwę tej potrawy kojarzyła mi się właśnie z naszymi kolacjami, teraz- z randką z Justinem.
- Jezu, Lee, to jest pyszne – powiedziałam z pełnymi ustami. Siostra w odpowiedzi tylko szeroko się do mnie uśmiechnęła i zajęła usta swoją, jeszcze większą niż moja, porcją.
Gdy tylko skończyłam jeść w kuchni pojawiła się moja mama, mówiąc, że mam się pośpieszyć, bo za chwilę wychodzimy.
Nerwy momentalnie splątały mój żołądek w supeł, jednak dzielnie nie pokazałam po sobie, że się boje i robiąc ostatnie poprawi przy wyglądzie poszłam za mamą do samochodu.
Droga do dermatologa nie zajęła nam dużo czasu, jednak dzisiaj w samochodzie panowała cisza, z radia sączyły się tylko delikatne dźwięki muzyki Selah Sue. Miałam wrażenie, że moja mama denerwuje się tak samo jak ja.
- Mamo – powiedziałam w końcu, przerywając ciszę – wszystko będzie okej, nie ma się co denerwować.
Kobieta wyciągnęła w moja stronę dłoń, którą od razu ścisnęłam i posłała mi pocieszający uśmiech.
- Jasne, że wszystko będzie dobrze, skarbie – powiedziała.

Wspominałam już, że mam najlepszą mamę na świecie?
__________________________________________________________________________
OBIECUJĘ, że następny rozdział pojawi się szybciej.
może ktoś zajrzy na mojego insta? instagram.com/spce_bound
i jeśli szukacie zakończonych blogów to pamiętajcie o moim 72-fanfiction.blogspot.com :)
A.

sobota, 4 października 2014

Rozdział Szesnasty

- Przestań się gapić – powiedział Justin niewyraźnie, a ja wtuliłam twarz w poduszkę starając się ukryć uśmiech.
- Wcale się nie gapię – odpowiedziałam hardo.
Szczerze, to myślałam, że Justin śpi. Leżał na boku przykryty tylko do pasa białą kołdrą i miał zamknięte oczy. Skąd mógł wiedzieć, że na niego patrzyłam i to od dłuższego czasu?
- A co robisz? – mruknął, przekręcając się na plecy i kładąc rękę na oczach.
- No dobra, gapiłam się – przyznałam i usiadłam obok Justina po turecku. Miałam na sobie tylko koszulkę chłopaka – ale tylko dlatego,  że…
Gwałtownie przerwałam i pisnęłam, gdy chłopak bez żadnego uprzedzenia podniósł się i usiadł na mnie tak, że przewróciłam się na plecy.
- Że… - wyszeptał mi do ucha, przeciągając głoskę „e” – jestem tak cholernie przystojny i po prostu nie mogłaś przestać.
Zarzuciłam ręce na szyję chłopaka, bym mogła się podciągnąć do góry i również powiedzieć mu to, co chciałam prosto do ucha.
- Gapiłam się dlatego, że wyszedł ci na brodzie ogromny pryszcz – powiedziałam zmysłowym głosem.
Ledwo powstrzymywałam się przed parsknięciem śmiechem widząc reakcję Justina. Chłopak krzyknął cicho, rozplątał moje ręce i wyskoczył z łóżka, pędząc w kierunku lustra na ścianie. Po drodze przez pokój zdążył potknąć się o swoje własne supry, zakląć głośno i zapalić światło.
Moje wysiłki spełzły po niczym, gdy chłopak dopadł do lustra i z szaleńczym błyskiem w oku zaczął oglądać swoją brodę pod różnymi kątami. Słysząc mój śmiech, specjalnie wolno obrócił się w moją stronę i obdarzył mnie spojrzeniem godnym hogwarckiego bazyliszka- zabójcy.
- Ty mała, podstępna brunetko – powiedział niskim głosem, zbliżając się do łóżka drapieżnym krokiem – ładnie to tak robić sobie żarty ze swojego chłopaka?
Świdrował mnie spojrzeniem i pod samym jego naporem z powrotem opadłam na plecy. Justin powoli wszedł na łóżko i już po chwili oboje znajdowaliśmy się w tej samej pozycji, w której byliśmy zanim szatyn wyskoczył z łóżka. Uwielbiałam, gdy był tak blisko. Zawsze miałam wtedy wrażenie, jakby nic nie mogło mi się stać, a my mielibyśmy zostać już razem na zawsze.
Tak, wiem, jak to głupio zabrzmiało…
- No i co, kochanie – wyszeptał, pocierając nosem miejsce pod moim uchem – będziesz się ze mnie jeszcze nabijała? – zapytał, przygryzając delikatną skórę na szyi. Przełknęłam ślinę.
- Jak zawsze będziesz mnie tak karał, to nie będę robić nic innego – odpowiedziałam, odchylając głowę, by Justin miał więcej miejsca na mojej szyi do całowania.
- Ah tak? – zsunął się jeszcze niżej i podnosząc koszulkę całował mój brzuch.
Mimo, że Justin był  m i s t r z e m  w zaspokajaniu kobiety, dzisiaj ja chciałam zadowolić jego. I nawet miałam już pomysł, jak tego dokonam…
Odepchnęłam ręce chłopaka i zdecydowanym ruchem  przekręciłam nas tak, że siedziałam na kroczu chłopaka, a on leżał na plecach. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Zamiana – poinformowałam go, przygryzając płatek jego ucha.
Dłonie Justina bezwiednie powędrowały na moje biodra i gdy tylko sobie przypomniał, że jest to „teren zakazany” chciał je zabrać. Pokręciłam przecząco głową.
- Jest okej – powiedziałam.
Już po chwili pozbyłam się swojej koszulki i z zadowoleniem stwierdziłam, że Justin swojej nawet nie założył.
- To mówisz, że możesz być na dole, gdy ja jestem na górze, tak? – zapytałam z uśmiechem bawiąc się włoskami na podbrzuszu chłopaka.
***
- Okej, dzieciaczki, do pracy! – krzyknął Justin z szerokim uśmiechem wchodząc na scenę.
Po porannym seksie leżeliśmy chwilę, dopóki Scooter nie wysłał jedenastu smsów Justinowi, żeby nawet nie próbował się spóźnić na ich Super Ważne spotkanie przy śniadaniu. Menager zagroził, że jeśli Bieber się nie pojawi o umówionej porze zamknie go wieczorem w pokoju i do środy będzie miał zakaz spędzania nocy u mnie i mimo, że Justin wyśmiał groźby Brauna posłusznie zwlókł się z łóżka i poszedł do swojego pokoju.
Przez całe śniadanie czułam na sobie badawcze spojrzenie Mike’a i Terry’ego, aż w końcu nie wytrzymałam- zapytałam ich, o co chodzi, na co chłopcy zgodnym chórem odrzekli, że znowu mam dwie malinki na szyi. Nie chciałam im uwierzyć, więc Paula na potwierdzenie ich słów zrobiła zdjęcie dwóch ciemnych siniaków, jednego pod uchem a drugiego na obojczyku. Rumieniec nie chciał mnie opuścić aż do końca posiłku, jednak dzielnie wytrzymałam i nie wyjawiłam im, kto jest „autorem” malinek. Na szczęście Justin nie jadł z nami śniadania.
Całą grupą (już w lepszych nastrojach niż wczoraj) udaliśmy się na scenę i idealnie po rozgrzewce dołączył do nas Justin. Wspomniany uśmiech naprawdę nie opuszczał jego twarzy.
- Yo, Biebs! – krzyknął Will – a ty co masz taki dobry humor?
Bieber odwrócił się do chłopaka. William w odpowiedzi dostał tylko tajemniczy uśmiech.
- Chyba ktoś zaliczył – droczył się Austin. Dziewczyny tylko przewróciły oczami słysząc tą wymianę zdań, jednak wszystkie, bez wyjątku przysłuchiwały się kolegom.
- A żebyś wiedział – powiedział Bieber, przeciągając się uroczo i drapiąc po karku.
Od strony męskiej części towarzystwa rozległo się chóralne „uuu” a dziewczyny tylko uśmiechnęły się z politowaniem kręcąc głową.
- Aż tak dobrze? – odezwał się Curly, zawiązując buta.
- Ej, ej! – powiedział Justin, udając oburzenie – czy ty próbujesz wejść mi do łóżka?
- I to z butami! – dopowiedział.
Scooter, który z pobłażliwym uśmiechem patrzył na nastolatków postanowił zainterweniować.
- Chłopcy, porozmawiacie po próbie, teraz do roboty! – krzyknął.
Justin posłusznie stanął na baczność i zasalutował, przykładając dwa palce do daszka snapbacka, psując efekt parsknięciem śmiechu. Tym razem to ja spojrzałam na niego jak na dziecko. W odpowiedzi otrzymałam jedynie łobuzerskie mrugnięcie lewego oka, a sama w bardzo dorosły sposób pokazałam mu język, gdy nikt nie patrzył.
________________________________________________________________________________
Rozdział dedykuję dziewczynie, która ostatnio dała mi w komentarzach link do After o Harry'm. Tak jakby nie spałam cały weekend, dzięki, kocham Cię :* Jak masz jeszcze jakieś blogi godne przeczytania to możesz mi podesłać tu alb na tt? (@calienyphobia) ogólnie wszyscy nadal zostawiajcie w komentarzach linki do czegokolwiek:)
A. xx