Jest dokładnie 0:45 a mnie dosłownie olśniło i po prostu musiałam wstać po laptopa, żeby napisać to co chcę, bo do rana pewnie bym zapomniała.
Z tego miejsca, na wstępie, bardzo serdecznie chciałabym podziękować osobom które tu na mnie cierpliwie czekały i pisały słowa wsparcia. Dziękuję! Bardzo miło było to wszystko czytać.
Niestety, nie przynoszę dobrych wiadomości, bo chcę Wam powiedzieć, że decyzja już zapadła. Nie wrócę do tego fanfika, przepraszam. Jeśli kogoś interesowałoby zakończenie- Justin i Nickey do siebie nie wrócą. Wyjaśnią sobie wszystko, pogodzą się (w pewnym sensie), ale nie stworzą już związku. Believe Tour się skończy, Nickey wróci do domu a Justin do pracy. Jak mówi tytuł posta- there's no love anymore.
Początkowo planowałam zupełnie inaczej zakończyć tę opowieść, jednak zaistniały pewnie okoliczności, które w 100 (a może i 200) procentach zmieniły moje poglądy, podejście do życia i w ogóle wszystko.
Jeśli ktoś czytał mojego Twittera (na którym również już się nie udzielam) pewnie wie, o co chodzi.
A o co może chodzić nastolatce?
Jasne, zgadłyście.
Poznałam chłopaka.
4 miesiące i 12 dni temu poznałam G. (o którym jest połowo moich tweetów). Nie było to spotkanie rodem z fanfiction, nie wylałam na niego kawy w Starbucksie ani nie uratował mnie od gwałciciela. Po prostu, wieczorem 6 października 2014 do mnie napisał. G. jest chłopakiem którego wszyscy znają, wszyscy lubią i wszyscy mu zazdroszczą wyglądu i popularności, dlatego wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy ja, zwykła dziewczyna, której nikt nie zauważa, zobaczyłam wiadomość od niego. Nasza pierwsza rozmowa nie była "idealna", nie mieliśmy od razu miliona tematów ani pięciu tysięcy wspólnych zainteresowań, wręcz przeciwnie- było jakby niezręcznie i sztywno. Powiedziałam mu "dobranoc" chyba po pół godzinie, przekonana, że to był pierwszy i ostatni raz gdy z nim rozmawiałam.
Ale on napisał następnego dnia.
Rozmawialiśmy o szkole, nic szczególnego, jednak brak tej świadomości, że to nasza pierwsza rozmowa, jakby rozluźniał atmosferę i pisało się o wiele przyjemniej.
I tak to się powoli rozwijało. Spędzaliśmy każdą wolną chwilę pisząc, czasem nawet robiliśmy to w szkole- co z tego, że chodziliśmy do tej samej "budy", byliśmy tylko w innych klasach. Ciągle zdarzało się coś nowego. Pamiętam, kiedy pierwszy raz wysłał mi całującą emotikonkę na dobranoc, kiedy pierwszy raz zaprosił mnie na spacer, pierwszy raz przytulił. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi. Tak bardzo chciałam, żeby coś z tego wyszło.
W nocy z 5 na 6 grudnia jak zwykle pisaliśmy o błahych sprawach, jednak nie miałam wtedy zbyt dobrego humoru. Cały dzień spędziłam na Tumblrze (mój blog) a ten portal zawsze wprawia mnie w dziwnie melancholijny nastrój... tak było i wtedy. Pożegnałam się po 23 (baaardzo wcześnie jak na mnie) pisząc mu, że "nienawidzę Tumblra, anyway, dobranoc".
G podchwycił temat- zapytał, dlaczego nienawidzę tego serwisu. Odpowiedziałam mu jakoś ogólnikowo, ale on nie dawał spokoju. W końcu powiedział, że sam prowadzi bloga.
Dostałam link.
Od tamtego czasu wszystko zaczęło stawać się poważniejsze.
Mój idealny chłopiec, mój najpopularniejszy piłkarz w szkole, G., jedna z najważniejszych dla mnie osób- okalecza się. Nie macie pojęcia, jaki to był dla mnie wstrząs. Oczywiście, on sam mi tego nie powiedział. Zajęło mi miesiąc wyciągnięcie od niego tej informacji (a i tak dowiedziałam się przypadkiem, gdy machinalnie podwinął rękaw bluzy) a kolejne cztery tygodnie próbowałam dociec, dlaczego to robi. To również odkryłam przez przypadek.
Od tego dnia, 5 grudnia, G. chyba wreszcie zaczął mi na prawdę ufać. Częściej na pytanie "co tam u Ciebie?" odpowiadał mówiąc prawdę, zamiast pisać "okej, a u Ciebie?". Byłam z siebie bardzo dumna. Zaufał mi.
W międzyczasie nasza znajomość również się rozwijała. 6 stycznia po raz pierwszy usłyszałam "kocham Cię", 10 stycznia dostałam najcudowniejszy prezent na urodziny a 2 lutego oficjalnie zostaliśmy parą (chociaż przez parę "ukradkowych" pocałunków w szkole wszyscy byli pewni, że jesteśmy razem już wcześniej).
Niestety, nie wszystko było idealne. Poznałam jego przyjaciół, byłam zapraszana na imprezy, dostawałam od nich snapy. Tam było wszystko- alkohol, papierosy, marihuana. Mój idealny chłopiec również nie stronił od używek.
Później, koło 10 lutego, dowiedziałam się, że G. ma bardzo poważne kłopoty z prawem. Nie wiedziałam dokładnie, na czym one polegały, jednak to nie były jakieś głupie wyskoki typu przyłapanie na paleniu nieletniego. To było coś o wiele poważniejszego. Jak sam twierdzi- zadarł z niewłaściwymi osobami. "Zawiesił" nasz związek pod pretekstem tego, żeby nic mi się nie stało. Już do nie "odwiesił". Związku już nie ma.
Przez cały czas trwania mojej znajomości z G. zastanawiałam się, co by na moim miejscu zrobiły bohaterki moich ulubionych fanfiction. Co by odpowiedziała Rey? Jak zachowałaby się Bo? Nieustannie porównywałam G. do Nialla z Teenage Dirtbag, jednak nadal uważam, że to porównanie jest nad wyraz trafne.
Niestety, życie to nie fanfiction. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Rzadko kiedy zdarzają się happy endy, dlatego właśnie w ten sposób postanowiłam zakończyć moje opowiadanie- chociaż o tym mogę ja zadecydować.
Proszę was, pamiętajcie o tym.
Dziękuję, że tu ze mną byliście-
Arabelle.
PS. Jeśli ktoś jednak jest zainteresowany (względnym) happy endem niech napisze w komentarzu, a ja w następnej notce wstawię jakieś resztki które nadają się do publikacji. Jeśli nie, to jest mój ostatni wpis tutaj.
Do widzenia,
A.
Kocham Cię, G.
Nie zapomnę o Tobie.
Nie potrafię sobie wyobrazić zasypiania bez 'dobranoc' od Ciebie.
Błagam, nie rób nic głupiego.
Zdaję sobie sprawę, że czytając to albo mi nie uwierzycie, albo pomyślicie
"kolejna głupia, zakochana nastolatka. trudno". Niestety, każdego to spotyka.
https://www.youtube.com/watch?v=-2U0Ivkn2Ds