Wizyta u lekarza skończyła się wyjątkowo wcześnie i aż
miałam ochotę skakać z radości, gdy opuszczałam znienawidzony gabinet- wszystko
było dobrze! Teraz miałam przed sobą tylko wizyty kontrolne, ale oficjalnie już
nie jestem chora.
Nie jestem chora, potraficie to sobie wyobrazić? Ja sama
ledwo co w to wierzę.
Nie mogłam się doczekać, kiedy powiem Justinowi.
Do hotelu dojechałam też o wiele wcześniej, niż myślałam-
było przed czternastą, gdy witałam się z miłą recepcjonistką. Cała szczęśliwa
weszłam do windy, postanawiając nie mówić Justinowi, że jestem wcześniej.
Chciałam zrobić mu niespodziankę, a wieczorem świętowalibyśmy tylko we dwoje.
Wiedziałam, że próby akurat nie ma, bo Scooter stwierdził, że robienie jej beze
mnie jest bez sensu. Miała się zacząć jak tylko wrócę, co wszyscy przyjęli z
radością- w końcu prawie cały wolny dzień.
Pozwoliłam wpełznąć szerokiemu uśmiechowi na twarz, gdy
stałam przed pokojem Justina i zdecydowanym gestem nacisnęłam klamkę, wchodząc do środka.
- Justin, nie uwierzysz… – zaczęłam, szukając chłopaka
wzrokiem i momentalnie zamarłam, dostrzegając go na łóżku.
Na łóżku, nie samego.
W towarzystwie jakiejś blondynki.
Siedziała na nim okrakiem, trzymając ręce na jego torsie,
pochylając się nad nim. Jego ręce spoczywały na jej biodrach. Nagich biodrach.
Spojrzenia obojga momentalnie skierowały się w moją stronę,
a ja stałam w progu jak sparaliżowana, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę.
Justin… z inną dziewczyną…
Cholera, nie mogłam w to uwierzyć.
Przecież to nie możliwe!
Tyle razy mówił, że mnie kocha…
- Od kiedy jesteś
stroną bierną, Justin?
- Odkąd ty jesteś na
górze.
Nawet nie zorientowałam się, że po moich policzkach płyną
łzy. Strumieniami. I to nie była żadna przesada czy metafora- naprawdę małe
rzeczki toczyły się po mojej twarzy, a przed sobą nic nie widziałam. Wręcz
instynktownie wyszłam z pokoju Justina, zatrzasnęłam za sobą drzwi z
satysfakcjonującym hukiem i dotarłam do mojego własnego pokoju, zanosząc się
szlochem jeszcze głośniej, gdy patrząc na moje łóżko moją głowę zalały tysiące
wspomnień z Justinem. Opadłam na poduszki starając się nie myśleć o chłopaku,
który bez żadnych skrupułów przepraszał mnie, mówił, że mnie kocha a potem
zdradzał przy pierwszej okazji.
Dokładnie, zdradzał mnie.
Bo co innego to mogło być? Przecież nie grali w szachy,
siedząc na sobie nawzajem bez koszulek.
Jak on mógł…
Ból w piersi był tak ogromny, że aż się zdziwiłam, że
dopiero teraz go poczułam. Ostre ukłucia smutku, zdrady oraz rozczarowania na
przemian maltretowały moje biedne serce a mózg bawił się w sadystę i podsyłał
coraz to nowe wspomnienia.
- Kocham cię, Nickey.
- Bo ja nie potrafię
przepraszać…
- Jesteś śliczna.
Jesteś śliczna. On
jako jedyny znał mnie od strony mojej choroby i to on, według tego, co myślałam
potrafił to zrozumieć i zaakceptować. A teraz zniszczył wszystko w najgorszy z
możliwych sposobów. Zawsze bałam się odrzucenia, jak każdy chyba, ale w moim
przypadku było to motywowane dodatkiem ogromnych kompleksów.
Jak przez mgłę usłyszałam głośne pukanie do drzwi, jednak
kompletnie zignorowałam gościa. Nawet nie pomyślałam, że powinnam iść
powiedzieć Scooterowi, że wróciłam, żeby mógł zacząć próbę… po prostu nie byłam
w stanie. Z całkowitą świadomością osoby stojącej po drugiej stronie drzwi
wyciągnęłam z torby iPhone’a i podłączyłam słuchawki. Włączyłam muzykę i
zaczęłam szukać odpowiedniej piosenki.
“Beauty and a beat”. Następne. “As long as you love me”. Następne. „Believe”.
Następne. „Boyfriend”. Następne. „Nothing like us”. Następne. “Be alright”. Następne.
“Die in
your arms”…
So you love me
As much as I love you
Would you hurt me, baby
Could you do this to me?
Ja
pierdolę.
„Love me
like you do”
Promise I’ll be here forever I swear.
Do kurwy nędzy, czy ja nie mam nic innego na tym pieprzonym
telefonie?!
Gdy wreszcie znalazłam idealny utwór z uśmiechem wsłuchałam
się w cudowny, męski głos i ustawiłam na
powtarzanie. W końcu wpadłam w coś w rodzaju letargu, przysłuchując się głosowi
Jasona Walkera śpiewającego moje ukochane „Echo”
Hallo, hallo
Anybody out there?
‘Cause I don’t hear a sound.
Alone, alone…
Pieprzony Bieber.
______________________________________________________
Gimnazjum to taka chujnia, przysięgam
Jeśli będzie zainteresowanie tym postem widoczne w komentarzach nowy rozdział JUTRO,
TAK MA BYĆ JUTRO!!! JUTRO! JUTRO
OdpowiedzUsuńBIEBER TO CHUJ CHUJCHUJ
Twoja Klaudia
Jak ja kocham dramy. :) Ale pomimo tego mam ochote przyjebać Justinowi i Płytkiej Dziwce siedzącen na nim. Licze teraz na małą zemste ze strony Nickey, która spowoduje, że Justin będzie wręcz płonął z zazdrości. Albo odejdzie z jego trasy i zatrudni się jako tancerka u jakiegoś innego artysty xd Hahhaha, zaraz napisze jak ja wyobrażam sobie całą fabułe. :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. <3
OdpowiedzUsuńKrótki ale strasznie smutnym
OdpowiedzUsuńCudowny! Czekam na nastepny! Mam nadzieje ze bedzie dzisiaj! Dziekuje Ci za tego bloga! Pozdrawiam. V.
OdpowiedzUsuńBoże jak ten dupek mógł?! No ja żesz go chyba uduszę gołymi rękoma! Podniósł mi tylko ciśnienie, chuj jeden... Ugh! Mam nadzieję, że w nowym wszystko się poukłada, a ona da mu chociaż szansę na wytłumaczenie! :/
OdpowiedzUsuńrozdział jest genialny! już nie mogę doczekać się następnego! :) xx @renee_rey
OdpowiedzUsuńJakkk smutnoo ;(( daj nowy jutro ;*
OdpowiedzUsuńJakie jutro?
UsuńDzisiaj! xD
Boooski♥♥♥
OdpowiedzUsuń<3 <3 <3
OdpowiedzUsuńPO PROSTU UWIELBIAM!
<3 <3 <3
Justin, kurwa mać, co to miało być?! podobno ją kochasz, co Bieber?! :/ ech.. biedna Nickey :((((
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny <3
Cudowny *-* Jak Justin mógł jej to zrobić ;c
OdpowiedzUsuńGrrrr...a miało być tak pięknie
OdpowiedzUsuń