niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział Ósmy

Obudziło mnie smyranie po policzku.
- Justin, przestań, łaskoczesz – westchnęłam i wtuliłam się mocniej w tors obejmujące go mnie chłopaka.
Zaraz, zaraz. Jakie smyranie, jaki tors, jaki  c h ł o p a k?
Jak oparzona zerwałam się ze swojego miejsca i gwałtownie usiadłam. Obok mnie na łóżku leżał Justin Bieber… cicho krzyknęłam.
- Co ty tu robisz? – zapytałam, łapiąc kołdrę by zakryć moje odsłonięte piersi. To znaczy, miałam na sobie stanik, ale zawsze… Chłopak spojrzał a mnie zdezorientowany.
- Jak to co ja tu robię? – zapytał, podnosząc brwi do góry i przecierając zaspane oczy. Jego głos był jeszcze uroczo zachrypnięty po spaniu – po tym, jak wczoraj zgodziłaś się zostać moją dziewczyną – poczułam przyjemne ciepło w brzuchu gdy powiedział „moją dziewczyną” i chyba usłyszałam dumę w jego głosie – i się pożegnaliśmy pod hotelem przyszedłem do ciebie, bo nie mogłem zasnąć. Zwyzywałaś mnie od idiotów i stwierdziłaś, że mogę zostać, ale ty idziesz spać. Więc co innego mi zostało? Położyłem się z tobą – wzruszył ramionami i podrapał się w nos – nie pamiętasz?
Zaśmiałam się cicho – jasne, że pamiętam – powiedziałam, z szerokim uśmiechem – tylko sprawdzałam, czy wciśniesz mi jakieś kłamstwo.
Ponownie się zaśmiałam czekając, aż chłopak do mnie dołączy. Zrobił to i po chwili oboje z powrotem leżeliśmy śmiejąc się cicho.
- Która godzina? – zapytałam, gdy już jako tako się obudziliśmy.
- Po dwunastej – mruknął Justin.
- Po dwunastej? – po raz drugi tego dnia gwałtownie wstałam – Justin, mamy próbę…
- Jest sobota. Scootie dał nam wolne, pamiętasz? – popukał się w czoło – boże, umawiam się z psychopatką – szepnął.
- Słyszałam to – oznajmiłam mu, ciągle siedząc po turecku i patrząc na chłopaka.
- Bo miałaś – przewrócił oczami, a mnie nagle uderzyła cała groteska tej sytuacji.
W moim łóżku leżał Justin Bieber.
Justin Bieber leżał w moim łóżku.
Leżał w moim łóżku Justin Bieber.
W łóżku moim Justin Bieber leżał.
Nie ważne, ile razy bym to powtórzyła i w jakiej kolejności, ciągle brzmiało tak samo cudownie. I abstrakcyjnie. I nieprawdopodobnie.
A teraz pomyślimy nad innym zdaniem…  Justin Bieber jest moim chłopakiem.
Zaraz dostanę apopleksji.
Wyciągnęłam rękę w stronę torsu chłopaka, chcąc go dotknąć, jednak zatrzymałam ją jakieś dwa centymetry nad skórą Justina.
- Mogę? – zapytałam.
- Przez całą noc robiła sobie ze mnie poduszkę, a teraz pyta czy może dotknąć! – prychnął.
Puszczając mimo uszu zgryźliwy komentarz Biebera, przejechałam opuszkiem palca wskazującego od jego obojczyków aż do pępka po linii wyznaczonej  przez dołek między żebrami. Boże, on serio był prawdziwy.
- A więc mówisz, że chodzę z Justinem Bieberem? – zapytałam, obrysowując palcem mięśnie na jego brzuchu.
- No, coś mi się obiło o uszy – westchnął. Jego oddech nieznacznie przyśpieszył- czyżby podobało mu się to, co robię? Zjechałam paznokciem o jeden mięsień niżej.
Nagrodził mnie widok Justina przygryzającego wargę. Aż sama miałam ochotę to zrobić… to znaczy, przygryźć wargę. Jego wargę, dla ścisłości.
- Jak ja uwielbiam te tatuaże – powiedziałam, tym razem śledząc linię oka narysowanego w zgięciu jego łokcia.
- Tak? – zapytał. Leżał na plecach i miał przymknięte powieki. Wyglądał niesamowicie kusząco… pochyliłam się i pocałowałam go w brodę. Wychylił się do góry, by znaleźć moje usta, jednak z szatańską miną mu uciekłam.
- A ty masz jakieś tatuaże? – zapytał. Teraz również siedział po turecku obok mnie.
- Mam dwa – powiedziałam. Wyciągnęłam w jego kierunku lewą rękę eksponując zgięcie łokcia, w którym miałam wytatuowany napis „Believe”.
- Jest taki jak mój – zauważył Justin i wyciągnął swoją rękę, by porównać dziary.
- Brawo, Scherlocku – powiedziałam z kpiną w głosie. Chłopak nie zwrócił uwagi na zaczepkę.
- A ten drugi?
Bez słowa odwróciłam się do niego plecami i zgarnęłam włosy za prawe ramię, by mógł zobaczyć wytatuowane na moim karku słowa: „Through the sorrow and the fights everything’s gonna be alright”.
Jutin przysunął się do mnie bliżej, ułożył nogi bo obu stronach mojej talii i delikatnie pocałował  odsłoniętą skórę.
- Dlaczego masz wytatuowane akurat „Be alright”? – zapytał, ciągle drażniąc wrażliwy kark językiem.
- Ponieważ… - może bym mu nawet odpowiedziała, ale w tym momencie jego dłonie znalazły się na moich biodrach. Momentalnie zesztywniałam, co chłopak chyba wyczuł, po przestał całować moją szyję. Rąk jednak nie zabrał.
- Nickey? – zapytał.
- Justin, proszę, zabierz ręce – brzmiałam żałośnie. Ledwo szeptałam, a na dodatek drżącym głosem... minęło tyle czasu, a ja wciąż reagowałam tak samo.
- Ale…
- Proszę, zabierz ręce – powtórzyłam, już pewniej. Chłopak zastosował się do mojej prośby i  już chciałam odetchnąć z ulgą, gdy przypadkiem (lub nie, nie mam pojęcia) zahaczył dłonią o kołdrę odsłaniając moje biodra i uda.
Biodra i uda pokryte siateczką mniejszych i większych blizn… Justin wpatrywał się w nie jak w pieprzony cud i wyciągnął rękę, żeby ich dotknąć. Odsunęłam się.
- Co to ma być? – zapytał, podnosząc na mnie wzrok.
- Pieprzony tatuaż – warknęłam, zła, że zobaczył blizny – a jak myślisz?
Z mojego głosu aż sączył się jad i sarkazm, jednak nie potrafiłam inaczej- od zawsze w ten sposób radziłam sobie z sytuacjami, które mnie emocjonalnie przerastały.
- Pokaż mi je jeszcze raz – po prosił cicho chłopak. W sumie czemu nie? Popatrzymy sobie na blizny, łiii…
Z powrotem odsłoniłam moje nogi patrząc wszędzie, byle nie na nie. Wzdrygnęłam się, gdy Justin przejechał palcem po jednej z większych blizn, jednak nie strąciłam jego ręki. Sam ją zabrał.
- Dlatego masz „Be alrgiht” na plecach? – zapytał. Pokiwałam głową w odpowiedzi, jednak uparcie na niego nie patrzyłam – Nickey. Spójrz na mnie. – ujął moją brodę w palce i obrócił tak, że musiałam na niego spojrzeć. Jego brązowe tęczówki wpatrywały się we mnie uważnie, jednak ostatnim, na co miałam wtedy ochotę, było interpretowanie ich wyrazu.
- Co, Justin? – warknęłam – kolejna głupia idiotka, która się tnie, prawda? Normalka…
- Przestań – przerwał mi chłopak i dotknął moje usta swoimi. Pocałunek był tak czuły i delikatny, że aż z oczu pociekły mi łzy.
Kurwa, Nickey, co się z tobą dzieje?
Po chwili chłopak przestał mnie całować i delikatnie starł kciukiem łzy z moich policzków.
- Powiesz mi, dlaczego? – wyszeptał. Zaśmiałam się histerycznie.
- Po co? Czemu miałabym mówić akurat tobie?
- Bo jestem twoim chłopakiem i mi na tobie zależy.
Już miałam na języku ripostę, jednak widząc smutek i szczerość w oczach Justina odwróciłam się do niego plecami, żeby uniknąć ich widoku.
- Jak ci powiem, to uznasz, ze nazywanie mnie swoją dziewczyną to wstyd. Nie chcę tego… nie chcę ciebie stracić – mruknęłam żałośnie.
Poczułam ręce chłopaka nieśmiało dotykają moich ramion i wtuliłam się w niego z ufnością. Bieber położył mnie delikatnie znowu na poduszkach, głaszcząc czule moje ramiona.
- Jak mógłbym nazwać bycie z tobą wstydem? – wyszeptał – po prostu mi powiedz, nie będę oceniał.
Nie będę oceniał.
Tym zdaniem totalnie zaskarbił sobie moją wiarę w niego i razem z łzami wylewał się ze mnie potok słów.
- Pamiętasz, jak jeszcze na początku mojej pracy w zespole przez pierwsze trzy miesiące znikałam co dwa tygodnie? – zapytałam. Justin skinął głową; byłam pewna, że pamiętał. Męczył mnie o powód moich wyjazdów prawie nieustannie – miałam… - zamknęłam oczy i przełknęłam ślinę, ale dłoń Justina zaciśnięta na mojej dawała mi motywację, bym opowiedziała mu wszystko do końca – wizyty u dermatologa. Pięć lat temu zdiagnozowano u mnie… - przejdzie mi to w ogóle przez gardło? Unikałam wymawiania tej nazwy jak ognia – lekarze zdiagnozowali u mnie hirsutyzm i to jego najgorszą odmianę. Terapia trwała od tamtego momentu nieprzerwanie i ciągle nie jest skończona, ale daje efekty. Najpierw były ledwo widoczne, ale były… - przerwałam, jednak Justin milczeniem zachęcił mnie do kontynuowania – ty  pewnie nie wiesz, jak wygląda gim… gimnazjum – zająknęłam się. Nienawidziłam tego okresu w moim życiu – nie mogłam złożyć nawet bluzki z krótkim rękawem, bo byłam wyzywana od szympansów – tu głos mi się załamał a z oczu pociekły nowe łzy – moi rodzice wydali na terapię praktycznie wszystko. Nie miałam nowego telefonu, komputera, książek, gier… pozbycie się wł… tego było strasznie drogie. A ja oprócz problemów z ciałem miałam problemy z psychiką.
W tym momencie nie wytrzymałam i rozszlochałam się na dobre. Justin przytulił mnie do siebie i w tamtym momencie było to najlepsze, co mógł zrobić. Po prostu być przy mnie.
- Wiesz – pociągnęłam nosem, gdy już się trochę uspokoiłam – poniekąd to „Be alright” mnie uratowało. Twój…
- Proszę, nie kończ – szepnął chłopak – bo za chwilę stracę resztki męskiej godności i zamiast cię pocieszać, co jest moim zadaniem, będę ryczał razem z tobą. – uśmiechnął się do mnie lekko i popchnął tak, że znowu opadłam na poduszki.
Po tym, jak ułożył mnie na plecach i sam usadowił się między moimi nogami przejechał palcem od dołka między moim piersiami do gumki majtek. Pochylił się nade mną tak, że stykaliśmy się praktycznie każdym kawałkiem ciała.
- Jesteś piękna – wyszeptał i pocałował mnie delikatnie. Z pasją oddałam pocałunek licząc na więcej, lecz nagle usta chłopaka zniknęły z mojego zasięgu. Poczułam je gdzieś w okolicy mojego ucha. Wycałował całą linię mojej szczęki, później szyję, a na końcu dekolt. Gdy doszedł do początku materiału stanika wycofał się i położył obok mnie. Momentalnie się w niego wtuliłam, szukając pocieszenia. Od razu je dostałam.
- Nie zostawisz mnie? – zapytałam cicho – jesteś pierwszą osobą, której to w ogóle powiedziałam i nie wiem, czy to brzmi tak strasznie, jak wyglądało, czy…
- Cii – szepnął chłopak – ta czarna koronka jest zbyt kusząca, żeby zostawiać ją bez właściciela.
Zaśmiałam się, wdzięczna za jego próby żartu.
- Jesteś cudowny – wyszeptałam.
- W końcu jestem twój.
Nie odpowiedziałam nic, nie musiałam. Leżeliśmy tak przytuleni, wsłuchując się nawzajem w swoje oddechy i kreśląc wzory na skórze. Ten moment był ważniejszy niż wszystkie słowa wypowiedziane wczoraj.
Został ze mną. Powiedziałam mu prawdę o mojej chorobie, i on został.
Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Od zawsze ciążyło nade mną jej widmo i jedną z rzeczy, których obawiałam się najbardziej, było odrzucenie i brak akceptacji. A on został i właśnie mnie przytulał. Nie mogłabym marzyć o niczym innym.
-  Naprawdę zostałeś – wyszeptałam, wciąż nie mogąc uwierzyć w jego obecność przy moim boku.
- Trzeba czegoś więcej, niż hir…
- Proszę, nie mów tej nazwy.
- …niż parę blizn, żeby mnie wystraszyć. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo! – powiedział. Podniosłam się na łokciach by na niego spojrzeć i uśmiechnęłam się niepewnie. W odwecie dostałam jego najcudowniejszy smirk.
- Chyba, że pójdziemy na trening – dodałam, głaszcząc jego policzek.
- Chyba, że pójdziemy na trening – zgodził się, śmiesznie wykrzywiając usta. Moje własne znajdowały się dosłownie milimetry od jego.
Justin podniósł głowę chcąc mnie pocałować, jednak ja miałam inne plany. Przerzuciłam jedną nogę nad jego brzuchem po czym kręcąc tyłkiem (tak, celowo) usadowiłam się na jego biodrach. Zaczęłam całować linię jego szczęki od ucha, stopniowo przesuwając się w dół i drażniąc skórę palcami, gdy Justin położył swoje dłonie na mojej talii. Uśmiechając się pod nosem chwyciłam jego dłonie, ściągnęłam z moich bioder i położyłam po obu stronach jego głowy, splatając nasze palce ze sobą. Gdy wreszcie dotarłam do wgłębienia w brodzie chłopak jęknął w proteście,  jednak nie zareagowałam.
- Nickey – szepnął – pocałuj mnie wreszcie.
Posłuchałam jego prośby delikatnie dotykając swoimi wargami jego. Westchnął przeciągle i rozchylił usta, dając naszym językom zielone światło; od razu to wykorzystały i splotły się ze sobą w namiętnym tańcu.
Nim się obejrzałam to ja leżałam pod Justinem, a chłopak nadal mnie całował, jednak jego ręce błądziły w okolicach mojej talii, wyraźnie bojąc się zrobić niewłaściwy ruch. Ugryzłam go w dolną wargę, co podsumował tylko pomrukiem aprobaty.
- Spoko, Justin – powiedziałam, gdy nadal nie wiedział, co zrobić z rękami – możesz dotknąć, nie jestem jakimś pieprzonym eksponatem w muzeum – byłam dumna z brzmienia mojego głosu, zwłaszcza, że chłopak właśnie ssał skórę na mojej szyi.
Wyczułam jak się uśmiechnął i skierował swoje dłonie w zamierzonym kierunku, jednak…
Dokładnie w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Najpierw oboje znieruchomieliśmy, po czym Justin odsunął się ode mnie i usiadł ze smutną minką. Pukanie powtórzyło się.
- Kto tam? – krzyknęłam, próbując powstrzymać śmiech na widok miny Justina. Była to  bardzo… interesująca mieszanka smutku, z powodu tego, że nam przerwano, irytacji skierowanej w stronę intruza i radości z faktu, że ta sytuacja w ogóle miała miejsce.
- Nickey! – krzyknęła Kate – nie odbierałaś telefonu, zastanawialiśmy się, czy zejdziesz na obiad?
- Tak! – odpowiedziałam – tylko się ubiorę, poczekajcie na mnie na dole.
- Okej.
Usłyszałam, jak dziewczyna odchodzi od drzwi po czym dźwięk sygnalizujący przybycie windy ostatecznie poinformował mnie, że Kate udała się do stołówki.
- Musimy iść, Justin – westchnęłam, wstając z łóżka i kierując się w stronę szafy. Chłopak spojrzał na mnie i perfidnie oblizał usta, patrząc na mój tyłek – jesteś niereformowalny.
- Może – chłopak wzruszył ramionami i również wstał z łóżka, szukając swoich spodni. Rzuciłam w niego jego dresami, które jakimś cudem znalazły się na moim biurku.
- Łap! – krzyknęłam – i znikaj.
- Wyganiasz mnie?
- No w sumie… to tak – tym razem to ja wzruszyłam ramionami.
Chłopak podszedł do mnie i bez żadnego ostrzeżenia pocałował mnie „na pożegnanie”

- Pa, mała – mruknął i nie czekając na odpowiedź wyszedł za drzwi.
________________________________________________________________________________

Kiedyś przeczytałam Drarry, które cholernie zapadło mi w pamięć. Było przecudowne, ale autorka postanowiła wpleść w nie epizod z samookaleczaniem się. Nie byłam pewna czy mi się to podoba, chociaż szczerze kocham tamto opowiadanie. 
Tak samo nie jestem pewna co do tego wątku tutaj, zarówno z chorobą jak i z cięciem się... może trochę przesadziłam, jednak uważam, że takie tematy też powinny być poruszanie. Zwłaszcza z tą chorobą.
No ale nic, ocenę pozostawiam Wam.
Jeśli jest tu ktoś z Lighthouse- JA TEŻ NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE TO PIEPRZONY KONIEC.
Kocham was x

6 komentarzy:

  1. O Boże warto czekać :) świetny, naprawdę przemyślany i udany rozdział, już nie mogę się doczekać nn ;)
    @julka_blf

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaaaaaaaaaaaki świetny :D
    A ta choroba na 'h' i coś tam to jest owłosienie tak?.. Bieber masz szczęście, że nie zostawiłeś Nickey bo inaczej być się spotkał z 'furią dżungli' w moim wykonaniu xddd
    Czekam na NEXT :**
    Weny kochanie <3
    Zapraszam do siebie 2191-justinbieber-fanfiction.blogspot.com
    @Kwiatkowska04

    OdpowiedzUsuń
  3. popłakałam się , serio ! <3 cudowny i to takie slodkie ze on jej nie zostawil i wgl to wszystko. Jezu cudowne <3. Kiedy bedzie nastepny ? // Julecka090

    OdpowiedzUsuń
  4. haha początek o smyraniu mnie rozpiepszył (za przeproszeniem)
    ciekawie zaczęty rozdział i nie mogę doczekać się nn uwielbiam <3
    @kocham_biebsa

    OdpowiedzUsuń